niedziela, 22 listopada 2015

O nauce spadania

   Zbyt szybko mi wszystko przychodzi. Patrzę z nadzieją w górę, przekonana, że to co złe już przeminęło. Wtedy właśnie znów się potykam. Tym razem o większy krawężnik. Zupełnie nieprzygotowana na upadek. Cała sztuka polega na umiejętności spadania z ograniczeniem strat do minimum.
   Ostatnio głowę noszę wyżej niż powinnam. Tamte wydarzenia – niby nic, ale dodały mi całkiem nowej energii. Nie przebije tego nawet super-kroplówka z całą masą elektrolitów. Wystarczy ten konkretny, niewinny dotyk bliskości, to skrywane zainteresowanie i wyrzut hormonów przekracza moje najśmielsze oczekiwania. Oczywiście, pomimo mojego niepoprawnego romantyzmu (mam to po mamie), rozum nie daje się stłamsić. Czasem jednak krzyczy zbyt cicho. Może sam nie jest pewien swoich racji i widząc to chwilowe uniesienie, nie chce mnie sprowadzać na ziemię. Jest dość łaskawy. To jednak wcale nie pomaga. Kobieta w takim stanie myśli idealistycznie.
– „Teraz już będzie tylko lepiej”…
– „Wreszcie mam swoje 5 minut”…
Same sobie tym robimy krzywdę! Mężczyzna, całując kobietę, niczego jej nie obiecuje. Nie kłamie, że jutro zadzwoni, nie planuje związku, wspólnego szczęścia i innych bzdur, które nam przechodzą przez myśl w ułamku sekundy. To są jedynie nasze wymysły, które dla nich już niekoniecznie będą tak oczywiste. Facet całujący kobietę nie myśli wcale! Swoją drogą, dlatego tak dobrze im to wychodzi – skupiają się na jednej konkretnej rzeczy. Ot i cały sekret. A potem się dziwimy, że potraktował nas tak, a nie inaczej.
   Och, jaka jestem mądra! Co mi jednak z tego przychodzi, gdy postępuję tak samo idiotycznie. Broda mnie pocałował – to fakt. Broda nie może przestać o mnie myśleć – daleko posunięty wniosek, nie poparty żadnymi dowodami. A jednak uparcie w to wierzę. „Kłamstwo powtarzane 1000 razy nie staje się prawdą”, jednak niesamowicie się do niej upodabnia.
   Na domówkę u Samobójcy szłam pełna przeróżnych emocji (wspominałam, że mieszka z Brodą?). Czy mi wypada, skoro się nie odezwał? Jak mam się z nim przywitać? Jak on się zachowa? Jak ja mam się zachować? Nadmiar takich pytań, już w połowie drogi, skończył się bólem głowy. Dobrze, że pomyślałam o winie.
   Wspinając się po schodach na czwarte piętro , postanowiłam nie robić NIC. Najlepszą strategią jest czekanie na jego ruch. Do tego momentu zdecydowałam się udawać, że poprzednich wydarzeń nie było. Sama jestem zaskoczona tym, z jaką łatwością mi to przyszło. Oczywiście, złapał mnie parę razy na ukradkowych spojrzeniach, co nie zmienia faktu, że postępowałam zgodnie z planem. Do czasu…
   Płynący alkohol, wygłupy, rozmowy – godzinami mogłabym pisać o stopniowych zmianach relacji towarzyskich przy rosnącej ilości wypitego alkoholu. Generalnie, jestem uparta, gdy już sobie coś wymyślę. Kilka razy zamieniliśmy parę zdań, jednak dość zdawkowo i bez zagłębiania się w tematykę. Robiło się coraz później i nas coraz mniej. Stojąc spokojnie w kolejce do wyściskania Nieśmiałego na pożegnanie, usłyszałam znajomy głos za plecami:
– „Masz u mnie wielkiego minusa, dziewczyno.”
Odwróciłam się. Głos gapi się na mnie uporczywie starając się utrzymać pion. Przez chwilę przeżywam szok, bo spodziewałam się dziś innej rozmowy. Szybko to jednak ukrywam, nie dam się tak łatwo zaskoczyć! Wpatruję się w niego pytająco.
– „Dałaś mi się pocałować. Za to masz minusa.”
Nie no, nie wierzę! Jakim prawem on mnie ocenia! Nie obchodzi mnie, co sobie myśli! Poza tym, nie dał mi bardzo wyboru, czyżby już zapomniał?! Nie mam zamiaru tłumaczyć się idiocie!
– „Daj spokój, przecież to było słabe” – udaje mi się wycedzić, symulując przy tym kompletną obojętność. Wyszło nawet nieco ironicznie. Pewnie, gdyby nie sytuacja, byłabym dumna ze swoich zdolności aktorskich. Jego nieskrywane zaskoczenie dodaje mi odwagi.
– „Nie wyobrażaj sobie za wiele.” – odchodzę z podniesioną głową i siadam na parapecie, obok Chudej. Widzę, jak bardzo nim to ruszyło. Nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony.
W głębi duszy jest mi jednak okropnie wstyd – sama siebie okłamywałam i naiwnie w to wierzyłam. Chciałam wierzyć… Głupiutka dziewczynko, kiedy w końcu dorośniesz?
    Nerd skręcił mi papierosa (za co jestem mu, w tej chwili, wdzięczna), którego palę z ogromną uwagą. Wolę skupić się na własnym oddechu, niż patrzeć tego kretyna. Gdyby nie to, że męska część imprezy postanowiła wyjść na kebab, pewnie wyszłabym pierwsza. Chciałam jednak poczekać, aż oddalą się na bezpieczną odległość. Wyrzuciłam papierosa i zaczęłam koncentrować się na delikatnych podmuchach wiatru, które docierały do mnie z drugiej strony parapetu. Uwielbiam siedzieć na granicy przepaści. Wbrew logice tu czuję się najbezpieczniej. Na parapecie czas zawsze płynie wolniej, gdzieś dalej ode mnie, poza mną.
Wciąż cierpliwie czekam, aż ubiorą kurtki i znikną mi z oczu. Wciąż maskuje wstyd. Przekonana, że nic gorszego dziś mnie już nie spotka. Jak mogłam się tak pomylić? Intuicjo, gdzie jesteś?!
   Widzę Brodę, jak idzie w moją stronę, z dziwnym grymasem na twarzy. Nie, nie jest to złość. To bardziej… determinacja(?). Zaczynam się bać, choć sama nie do końca wiem czemu. W ułamku sekundy dobiega do mnie i z całej siły chwyta moją twarz. Jest na prawdę silny. Powoli przyciąga mnie do siebie. Czy on zwariował? Najpierw perfidnie obraża, a teraz myśli, że tak po prostu pokaże mi swoją władzę?! Nie ze mną te numery! Często popełniam te same błędy, ale nigdy w tak krótkim odstępie czasowym. Wyrywam się jak tylko mogę. Czuję, że ścięgna mocno protestują takiemu wysiłkowi, ale nie poddaję się, jak ostatnio. Walczę! Niech sobie nie myśli, że mu wolno, bo jest silniejszy!
– „Broda, zostaw ją!”
– „Stary! Co Ty wyprawiasz!”
Sama też próbuję krzyczeć, chociaż kaganiec z jego dłoni skutecznie to uniemożliwia. Adrenalina we mnie buzuje! Udaje mi się przekręcić głowę maksymalnie na prawo i schować twarz we włosach (dobrze, że ich nie ścięłam!). Na policzku czuję zimno bijące od szyby. Czuję też, jak Nerd stara się go ode mnie odciągnąć. Niezbyt skutecznie. Nagle szyba znika. Otwieram oczy i widzę… dach?! Kompletna dezorientacja. W tym momencie dociera do mnie, że wiszę całym tułowiem poza oknem. Wiszę tak na czwartym piętrze! Jedyne co mnie trzyma to uparty, pijany gość! Raczej nie mam wielkich szans. Zawsze myślałam, że w takiej chwili całe życie przelatuje przed oczami. Ja jedynie wciąż gapiłam się na zadaszenie. Nad nim nie było nawet zbyt wielu gwiazd… Ktoś łapie mnie za rękaw (o wybawco!) i ciągnie do góry. Nerd w końcu wygrywa szarpaninę i lądujemy wszyscy na kanapie. Swojego osobistego zamachowca widzę wtedy po raz ostatni, jak wybiega z mieszkania. Nerd i Samobójca z resztą zaraz za nim. Chuda sprawdza, czy żyję, bo chyba nie wydaje jej się to oczywiste. Nie potrafię wydusić z siebie żadnego słowa (to znaczy potrafię, jeśli wziąć pod uwagę słowa niecenzuralne).
   Nie zauważyłam tego krawężnika. Ślepa, naiwna dziewczynka z głową w chmurach. Upokorzona i zawiedziona. Ile razy jeszcze będę się uczyć na błędach i zaraz po tym gubić kartki z notatkami?
   Moje życie wymaga zmian! Potrzebuję powiewu świeżości! Ale dlaczego mam zmieniać wszystko? Przecież to mężczyźni są dla mnie problemem… To oni zagrażają mojemu małemu światu, który sobie tak skrupulatnie buduję. Po każdych odwiedzinach muszę przeprowadzać renowację.. DOŚĆ! To droga donikąd! Tu potrzebne są radykalne środki. Problemu trzeba się pozbyć, zamknąć bramy przed niechcianymi gośćmi. USUNĄĆ MĘŻCZYZN ZE SWOJEGO ŻYCIA! Może dzięki temu spojrzałabym na pewne sprawy inaczej. Z pewnością nabiorę dystansu i oszczędzę sobie niepotrzebnych zmartwień.

piątek, 20 listopada 2015

O ironii losu

   Nareszcie troszkę wolności. Nie ma to jak świadomość niezależności, od nikogo. Mogę robić co chce, z kim chce i odpowiadam jedynie przed sobą. Żadnego przejmowania się facetami!
No w porządku, może nie końca… Od czasu, gdy postanowiłam odsunąć się nieco od męskiego świata, ironicznie zanurzam się w nim coraz bardziej. Tylko mi teraz nie mówcie, że ostrzegaliście.
   Wybraliśmy się z Grubym i Samobójcą na piwo. Ciepły jesienny wieczór, na Rynku mnóstwo ludzi, dookoła unosił się krzyk pijanych anglików, wymieszany z zapachem wilgotnego powietrza i chmielu. Razem z parą znajomych Samobójcy zaszyliśmy się w klimatycznej Klubokawiarni. To miejsce ma ten specyficzny krakowski klimat, którego ostatnio tak mi brakowało. Lokal dość przeciętny a jednak tętniący życiem. Z początku było trochę sztywno, ale im więcej piw, tym szybciej problem znika. Oczywiście nie mogło się obyć bez, jakże oklepanych, rozmów egzystencjalnych, politycznych, tych o planach na przyszłość i tych o szaleństwach z przeszłości. Schemat „wyjść na piwo” jest zawsze ten sam, a jednak chętnie go powielam.
   Z czasem moje upojenie alkoholowe dotarło do etapu „włączcie mi Shakire – będę tańczyć!” – i na prawdę tańczyłam. Potem dołączyli wszyscy, łącznie z barmankami i jakimiś sympatycznymi szkotami. Szaleństwo na parkiecie, kolejne drinki na spółkę z Grubym, niekończące się rozmowy. Zauważyłam, że coraz częściej pojawia się koło mnie Broda– kolega Samobójcy. Atutem mojego obecnego stanu jest brak jakiejkolwiek racjonalności i potrzeby analizowania sytuacji. Chce się po prostu dobrze bawić. Kto by się tam zastanawiał na jakimiś błahymi, ledwo zauważalnymi sygnałami?
   Coraz bliżej nam do rana, a ja nie znoszę tego momentu, gdy noc się kończy… gdy Taka noc się kończy. Wszystko idealnie, tak jak lubię, w towarzystwie świetnych ludzi, z niewielką nutką szaleństwa. Rzadko który organizm wytrzymuje takie bombardowanie bodźcami! No właśnie, Gruby, na przykład, nie wytrzymał. Jednak przyjmuję, że to po prostu nie był jego dzień. Racja – był mój! Kiedy on zawzięcie się „uzewnętrzniał”, oparty częściowo o rusztowanie, częściowo o ramię Samobójcy, ja patrzyłam na tych wszystkich wspaniałych, tajemniczych ludzi przed klubem. Pod wpływem całej tablicy Mendelejewa, pulsującej mi w żyłach, utknęłam gdzieś pomiędzy myślami o filozofii życia a rzeczywistością. Typowa ja. Nawet nie zauważyłam, że od dłuższego czasu rozmawiam z Brodą. Trafniej może jednak byłoby to nazwać monologiem.
Tak, nagły powrót do „tu i teraz” potrafi być szokujący. Na szczęście tylko przez chwilę. Trzymałam już swoją torebkę, którą przyniosła mi Blondyna (nikt jednak nie zadba o Ciebie tak, jak kobieta!), a oni zbierali się do wyjścia. To nie dobrze! Przecież Gruby (aktualnie bardzo zajęty sobą) miał mnie odprowadzić! Ale spokojnie, bez paniki… „Przecież jesteś dużą dziewczynką”. Owszem, ale nie mam zamiaru wracać nocą, samotnie przez Kraków, patrząc na każdego napotkanego mężczyznę, jak na potencjalnego złodzieja, czy gwałciciela. Słyszeliście kiedyś o „samospełniającej się przepowiedni”? Ani mi się śni wracać samej!
Postanowiłam jak najszybciej pobiec po kurtkę i wręcz zmusić kogoś (kogokolwiek!), żeby wracał ze mną. Złapałam Brodę za rękaw i zaciągnęłam z powrotem do klubu (tak na wypadek, gdyby tamci w tym czasie zniknęli). Gdy wyszliśmy, nikogo już nie było (jak się okazało, w akcie miłosierdzia, cała załoga odprowadzała Grubego na przystanek). Kobieca intuicja nie przestaje mnie zadziwiać.
   Staliśmy tak na wprost siebie. Broda popatrzył na mnie, ja na niego…
– „Nie masz wyjścia – odprowadzasz mnie na mieszkanie”.
Całe szczęście nie miał z tym większego problemu, a wręcz twierdził, że lubi spacery. Nie jest to co prawda typ rycerza, ale zawsze mam większe szanse na ucieczkę, jeśli potencjalni „źli ludzie” skupią się akurat na nim. Oczywiście, czysto teoretycznie.
Mieliśmy przed sobą pół godziny spaceru, a ja nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się po drugiej stronie Wisły. Całkiem przyjemnie nam się rozmawiało, chociaż nie jestem pewna, czy on się w ogóle odzywał. Może to ten alkohol, a może lekkie zmieszanie sytuacją, ale mój słowotok nie miał końca. On jednak nie wyglądał na znudzonego, a wręcz (chyba) mnie słuchał. Czułam się dość swobodnie w jego towarzystwie, nie musiałam niczego udawać.
Znacie tą ciszę tuż pod drzwiami kamienicy? Nie sądziłam, że jest aż tak niezręczna. Uratowała nas jakaś para wracająca z imprezy. On usilnie ciągnie ją do domu, ona prawi mu jakieś poalkoholowe kazania.
– „Wybawcy!” – pomyślałam
Tak skupiłam się na rozmowie z nimi (przeuroczy ludzie!), że o Brodzie zupełnie zapomniałam. Niestety mojemu nowemu koledze udało się w końcu nakłonić swoją dziewczynę do „zostawienia nas w spokoju”. I znów staliśmy pod tą nieszczęsną kamienicą. Kolejny raz ta cisza… I nagle w głowie czerwona lampka! Jest noc, jest facet, nie myślisz trzeźwo – uciekaj! Obiecałam sobie – żadnych facetów. „UCIEKAJ!”
Rzucam szybkie „No to cześć, dzięki za odprowadzenie” i odwracam się w kierunku drzwi. Broda łapie mnie za łokieć i przyciąga do siebie. Robię się sztywna, jak kij od miotły, a on mnie przytula. Odczekuję chwilę i zaczynam się wycofywać, ale kładzie mi rękę na podbródku i przyciska mnie do ściany (no świetnie, a dopiero wyprałam kurtkę!). Uparcie z nim walczę. Usilnie próbuje mnie pocałować, a ja, jak na złość, uciekam. Okazał się jednak silniejszy, więc stwierdziłam, że albo pozwolę się pocałować, albo uszkodzi mi szyję!
Nie mogę powiedzieć, że źle całuje… Wspomniałam, że ma brodę? To dla mnie coś zupełnie nowego. Jak dotąd, żyłam w przekonaniu, że całowanie mężczyzny z brodą jest bynajmniej bolesne! Mogę więc spokojnie uznać cały incydent za eksperyment naukowy.
   I jak ja mam się teraz przed Wami wytłumaczyć? Wiem, co mówiłam… I tak od początku było wiadomo, że to się tak skończy. Tylko dlaczego nikt mnie nie ostrzegł?! Jeszcze nic straconego. Kurtkę wypiorę (jeszcze raz), wyśpię się porządnie i zapomnimy o całej sprawie. Nikt nie jest przecież idealny!

piątek, 13 listopada 2015

O przyjaźni damsko-męskiej

   Od czego ma się przyjaciół? Są zawsze gdy ich potrzebujemy, znajdą dla nas czas, znają nas na wylot.. To taka moja osobista definicja przyjaciela (dość skrócona). Ale każdy może mieć inną. Z prawdziwym przyjacielem „można konie kraść”. Problem zaczyna się, kiedy za przyjaciół obieram sobie mężczyzn. Jeszcze większy, gdy oni nie chcą się tylko przyjaźnić…
Od zawsze wolałam ich towarzystwo. Nie obgadują, nie kombinują, wszystko widzą wyraźniej. Oni nie komplikują sobie życia, tak jak my. Nie obrażając Was, drodzy Panowie, „myślicie” często mniej. My, kobiety, wszystko analizujemy, rozważamy. Dlatego tak dobrze mi z Wami – pokazujecie, że życie jest dużo prostsze niż się wydaje.
Jakby się tak zastanowić, różnica płci nie jest aż tak istotna. Jesteśmy różni, to prawda, ale jeśli potrafimy się dogadać to dlaczego nie? Przyjaciel-facet da Ci wszystko, czego potrzebuje dorastająca kobieta. Zaopiekuje się Tobą, wysłucha, powygłupia się czasem, pokaże jak jesteś ważna, a przy tym nie będzie oczekiwał niczego w zamian. Ale wszystko do czasu. Mężczyźni to zdobywcy. Jeśli mają Was jedynie połowicznie to nie jest to do końca posiadanie. Nam to odpowiada. Pewna swoboda i przynależność jednocześnie.
   W moim przypadku powiela się schemat: „przyjaciele na zawsze” do momentu.. Taki właśnie przełom nastąpił w najmniej spodziewanych okolicznościach.
Wysoki już od jakiegoś czasu planował wyjazd do Stanów. Sporadycznie wspominał o tym, ale on jest jednym z tych co dużo mówią a mało robią. Brałam to więc z przymrużeniem oka.
Musicie wiedzieć, że od jakiegoś czasu Wysoki-przyjaciel podkochiwał się we mnie, a dokładniej od 6 lat, kiedy byliśmy jeszcze małolatami kąpiącymi się latem w rzece z bandą znajomych. Oczywiście, gdzie mi tam w głowie był jakiś związek – miałam kumpla! W końcu dopiął swego, ale ja męczyłam się w tej relacji. Miałam wszystko, czego można zapragnąć, jednak dla mnie to wciąż był tylko przyjaciel. Nie umiałam na niego spojrzeć inaczej. Nie chciałam go ranić dłużej, więc po roku rozstaliśmy się w dość nieprzyjemnej atmosferze. Uwierzcie, nie chciałabym do tego wracać, nawet w myślach.
I tak od trzech lat znów jesteśmy przyjaciółmi. Może teraz nawet bardziej niż kiedyś. Tak przynajmniej mi się wydawało. Zawsze mogłam na niego liczyć. Był jedyną osobą, do której dzwoniłam, niezależnie od pory nocy. Dbaliśmy o tą znajomość, na tyle na ile pozwalała nam odległość (po mojej wyprowadzce do Krakowa) i na tyle, żeby przypadkiem do siebie nie wrócić.
Ostatnio wspominał coraz częściej o wyjeździe do Stanów. Zaproponowałam, że mógłby u mnie przenocować, kiedy przyjedzie po wizę. No i przyjechał. Przywiózł wino (robi wspaniałe wina!), pomógł przynieść zakupy do mieszkania. Ja mu pokazałam miasto, przy okazji sama nieco pozwiedzałam. Przy ostatnim nawale pracy na studiach taki dzień był mi potrzebny. No może nie cały.. Uparł się, że wieczorem zabierze mnie do kina (koniecznie na horror!) i na kolację. Marzenie, co dziewczyny? Nie moje. Panicznie boję się horrorów, nie mówiąc już o tym, jak niezręcznie czuję się w pięknych restauracjach, gdzie kelnerzy są eleganccy, dania są eleganckie (i drogie) – tylko ja, jakaś taka niedopasowana. Im szybciej zachodziło słońce, tym on bardziej naciskał. Więc w końcu wybuchłam. Nawrzeszczałam na niego, że mnie nie rozumie, że boje się przecież takich filmów. Doskonale o tym wiedział, zna mnie nie od dziś, a jednak wciąż marudził, że mam z nim iść. Nie znoszę się kłócić! Zawsze w takich sytuacjach padają słowa, które nigdy nie powinny.
– „Chcę Ci się oświadczyć, nie rozumiesz?!”
No.. nie rozumiałam. Na początku wpadłam w jakiś dziwny paniczny śmiech. Przez chwile miałam nadzieję, że żartuje, chcąc rozluźnić atmosferę. Ale nie żartował. Był śmiertelnie poważny. Normalnie bym pewnie wyszła, uciekła albo schowała się gdzieś, gdzie przez najbliższe 50 lat nikt mnie nie zajdzie. Ale byliśmy w moim małym mieszkanku, w moim jeszcze mniejszym pokoju. Miałam co prawda alternatywę schowania się w szafie, co wtedy wydawało się bardzo kuszące. Jak wytłumaczyć PRZYJACIELOWI, że za niego nie wyjdę? Jak mu powiedzieć, że najprawdopodobniej nawdychał się smogu, lub zwyczajne oszalał? Najlepiej wprost. Tłumaczyłam mu to dobrą godzinę. Zupełnie nie mogliśmy się dogadać. Mój wariacki śmiech przeplatał się z hamowaniem łez i wściekłością. Co mu odbiło? Mówił, że albo się zgodzę, albo wyjedzie. Tylko ja go tu trzymam.
– „Przecież tak kochasz małe dzieci, a ja Ci to umożliwię”…
Czułam się jakbyśmy rozmawiali o założeniu firmy, a nie o MAŁŻEŃSTWIE. Nie zdawał sobie w ogóle sprawy z tego o czym mówi, ale chyba po prostu w to brnął, bo pomysł wydał mu się… nie wiem jaki. Fajny? Szalony?
Dlaczego mnie spotykają takie dziwaczne, niewytłumaczalne rzeczy? Oczywiście ja też czasem marzę o romantycznych zaręczynach, założeniu własnej rodziny, itd. Ale mam 21 lat (mentalnie jeszcze mniej), perspektywę wspaniałych i ciężkich studiów i akt desperacji, w postaci wyjścia za przyjaciela, będę mogła rozważać dopiero po czterdziestce.
Więc, czy mogę jeszcze mówić o przyjaźni damsko-męskiej? Może to tylko przykrywka, dla tych w stadium nie przyznawania się do uczucia lub pretekst do zbliżenia się do danej osoby. A może ona istnieje, ale jak każdy proces wymaga etapów? Ostatnim rozdziałem może być wielka miłość, albo wielkie nic.
Muszę odpocząć, wycofać się z tego wspaniałego męskiego świata. Raz na jakiś czas dobrze mi zrobi bycie kobietą. Ciekawe, na jak długo?