piątek, 13 listopada 2015

O przyjaźni damsko-męskiej

   Od czego ma się przyjaciół? Są zawsze gdy ich potrzebujemy, znajdą dla nas czas, znają nas na wylot.. To taka moja osobista definicja przyjaciela (dość skrócona). Ale każdy może mieć inną. Z prawdziwym przyjacielem „można konie kraść”. Problem zaczyna się, kiedy za przyjaciół obieram sobie mężczyzn. Jeszcze większy, gdy oni nie chcą się tylko przyjaźnić…
Od zawsze wolałam ich towarzystwo. Nie obgadują, nie kombinują, wszystko widzą wyraźniej. Oni nie komplikują sobie życia, tak jak my. Nie obrażając Was, drodzy Panowie, „myślicie” często mniej. My, kobiety, wszystko analizujemy, rozważamy. Dlatego tak dobrze mi z Wami – pokazujecie, że życie jest dużo prostsze niż się wydaje.
Jakby się tak zastanowić, różnica płci nie jest aż tak istotna. Jesteśmy różni, to prawda, ale jeśli potrafimy się dogadać to dlaczego nie? Przyjaciel-facet da Ci wszystko, czego potrzebuje dorastająca kobieta. Zaopiekuje się Tobą, wysłucha, powygłupia się czasem, pokaże jak jesteś ważna, a przy tym nie będzie oczekiwał niczego w zamian. Ale wszystko do czasu. Mężczyźni to zdobywcy. Jeśli mają Was jedynie połowicznie to nie jest to do końca posiadanie. Nam to odpowiada. Pewna swoboda i przynależność jednocześnie.
   W moim przypadku powiela się schemat: „przyjaciele na zawsze” do momentu.. Taki właśnie przełom nastąpił w najmniej spodziewanych okolicznościach.
Wysoki już od jakiegoś czasu planował wyjazd do Stanów. Sporadycznie wspominał o tym, ale on jest jednym z tych co dużo mówią a mało robią. Brałam to więc z przymrużeniem oka.
Musicie wiedzieć, że od jakiegoś czasu Wysoki-przyjaciel podkochiwał się we mnie, a dokładniej od 6 lat, kiedy byliśmy jeszcze małolatami kąpiącymi się latem w rzece z bandą znajomych. Oczywiście, gdzie mi tam w głowie był jakiś związek – miałam kumpla! W końcu dopiął swego, ale ja męczyłam się w tej relacji. Miałam wszystko, czego można zapragnąć, jednak dla mnie to wciąż był tylko przyjaciel. Nie umiałam na niego spojrzeć inaczej. Nie chciałam go ranić dłużej, więc po roku rozstaliśmy się w dość nieprzyjemnej atmosferze. Uwierzcie, nie chciałabym do tego wracać, nawet w myślach.
I tak od trzech lat znów jesteśmy przyjaciółmi. Może teraz nawet bardziej niż kiedyś. Tak przynajmniej mi się wydawało. Zawsze mogłam na niego liczyć. Był jedyną osobą, do której dzwoniłam, niezależnie od pory nocy. Dbaliśmy o tą znajomość, na tyle na ile pozwalała nam odległość (po mojej wyprowadzce do Krakowa) i na tyle, żeby przypadkiem do siebie nie wrócić.
Ostatnio wspominał coraz częściej o wyjeździe do Stanów. Zaproponowałam, że mógłby u mnie przenocować, kiedy przyjedzie po wizę. No i przyjechał. Przywiózł wino (robi wspaniałe wina!), pomógł przynieść zakupy do mieszkania. Ja mu pokazałam miasto, przy okazji sama nieco pozwiedzałam. Przy ostatnim nawale pracy na studiach taki dzień był mi potrzebny. No może nie cały.. Uparł się, że wieczorem zabierze mnie do kina (koniecznie na horror!) i na kolację. Marzenie, co dziewczyny? Nie moje. Panicznie boję się horrorów, nie mówiąc już o tym, jak niezręcznie czuję się w pięknych restauracjach, gdzie kelnerzy są eleganccy, dania są eleganckie (i drogie) – tylko ja, jakaś taka niedopasowana. Im szybciej zachodziło słońce, tym on bardziej naciskał. Więc w końcu wybuchłam. Nawrzeszczałam na niego, że mnie nie rozumie, że boje się przecież takich filmów. Doskonale o tym wiedział, zna mnie nie od dziś, a jednak wciąż marudził, że mam z nim iść. Nie znoszę się kłócić! Zawsze w takich sytuacjach padają słowa, które nigdy nie powinny.
– „Chcę Ci się oświadczyć, nie rozumiesz?!”
No.. nie rozumiałam. Na początku wpadłam w jakiś dziwny paniczny śmiech. Przez chwile miałam nadzieję, że żartuje, chcąc rozluźnić atmosferę. Ale nie żartował. Był śmiertelnie poważny. Normalnie bym pewnie wyszła, uciekła albo schowała się gdzieś, gdzie przez najbliższe 50 lat nikt mnie nie zajdzie. Ale byliśmy w moim małym mieszkanku, w moim jeszcze mniejszym pokoju. Miałam co prawda alternatywę schowania się w szafie, co wtedy wydawało się bardzo kuszące. Jak wytłumaczyć PRZYJACIELOWI, że za niego nie wyjdę? Jak mu powiedzieć, że najprawdopodobniej nawdychał się smogu, lub zwyczajne oszalał? Najlepiej wprost. Tłumaczyłam mu to dobrą godzinę. Zupełnie nie mogliśmy się dogadać. Mój wariacki śmiech przeplatał się z hamowaniem łez i wściekłością. Co mu odbiło? Mówił, że albo się zgodzę, albo wyjedzie. Tylko ja go tu trzymam.
– „Przecież tak kochasz małe dzieci, a ja Ci to umożliwię”…
Czułam się jakbyśmy rozmawiali o założeniu firmy, a nie o MAŁŻEŃSTWIE. Nie zdawał sobie w ogóle sprawy z tego o czym mówi, ale chyba po prostu w to brnął, bo pomysł wydał mu się… nie wiem jaki. Fajny? Szalony?
Dlaczego mnie spotykają takie dziwaczne, niewytłumaczalne rzeczy? Oczywiście ja też czasem marzę o romantycznych zaręczynach, założeniu własnej rodziny, itd. Ale mam 21 lat (mentalnie jeszcze mniej), perspektywę wspaniałych i ciężkich studiów i akt desperacji, w postaci wyjścia za przyjaciela, będę mogła rozważać dopiero po czterdziestce.
Więc, czy mogę jeszcze mówić o przyjaźni damsko-męskiej? Może to tylko przykrywka, dla tych w stadium nie przyznawania się do uczucia lub pretekst do zbliżenia się do danej osoby. A może ona istnieje, ale jak każdy proces wymaga etapów? Ostatnim rozdziałem może być wielka miłość, albo wielkie nic.
Muszę odpocząć, wycofać się z tego wspaniałego męskiego świata. Raz na jakiś czas dobrze mi zrobi bycie kobietą. Ciekawe, na jak długo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz